…tą matką trójki. A właściwie tamtą. Bo dziś chcę opowiedzieć Ci krótką i najzwyklejszą historię o tym, jak niezwykle działa empatia.
To było środowe czy piątkowe przedpołudnie.
Już nie pamiętam, który to był dzień tygodnia, w każdym razie na placu zabaw była zaledwie garstka ludzi. Większość dzieci przebywa już w przedszkolach i szkołach, stąd ten spokój i prawie pustka. U nas jest różnie, to znaczy, że nie każdego dnia tygodnia zawozimy L. do przedszkola więc korzystając z niemal ostatnich chwil słońca, wybrałyśmy się do jednego z “małpich gajów”.
Była tam też ona.
Matka trójki. Próbująca ogarnąć swoje dzieci jakoś, przynajmniej wzrokiem. Dzieci biegają, gonią się, bawią razem i osobno. Jest luz, swoboda, ciepło, ruch, energia. Mamy do siebie daleko, ale tak nas niewiele na tym placu, że trudno siebie nawzajem nie zauważyć.
Potem zniknęli.
A my, po słowach “chcę siku!” udałyśmy się w stronę łazienki. Łazienka, jak się okazało, była już zamknięta (w końcu we wrześniu niemal wszystkie dzieci przebywają w szkołach i przedszkolach) a potrzeba nie tak paląca… i miałyśmy już kierować się w stronę domu gdy nagle usłyszałam krzyk.
Uniesiony głos, przekleństwa, krzyk.
Widzę kobietę, matkę trójki, która pochyla się nad jednym ze swoich dzieci przy samochodzie, chyba zmienia mu pieluchę. Widzę jedno z dzieci, które chodzi wokół samochodu. Podniesiony głos powtarza się, słyszę “ja pier***, no rusz się wreszcie! Bo jak nie to ci k*** wp*** zaraz!” i znów staję przed dylematem…
Reagować czy nie reagować?
To pytanie ma w moim życiu długą historię i bywało przedmiotem wielu obserwowanych przeze mnie dyskusji. Na ten moment wiem, że nie znam na nie idealnej odpowiedzi, a ta, którą uznałam za wystarczającą jest taka:
Reaguj, jeśli masz czym się podzielić.
Czyli, jeśli możesz zrobić to ze spokojem, jeśli masz zasoby do tego, by dać wsparcie drugiej osobie – matce, ojcu, babci, niani, która najwyraźniej bardzo go potrzebuje.
Jednym z założeń NVC jest to, że człowiek jest z natury dobry i za każdym jego zachowaniem stoją potrzeby. Ja w osobie tamtej matki widzę człowieka, który jest – być może – zmęczony, sfrustrowany, wściekły bo tak bardzo potrzebuje wsparcia, równowagi, odpoczynku, snu, współpracy, rozwoju, zmiany… Pewnie wielu różnych rzeczy, o których nie wiem i które teraz nie są istotne. W jej filiżance brakuje empatii, a ja – jeśli mam – mogę jej trochę dać. Więc kucam przed moją córką i mówię…
Laurko, słyszę jak tamta pani krzyczy, chodź, zapytam ją czy mogę jakoś pomóc bo chyba jest jej bardzo trudno.
I idziemy. Mam mniej duszy na ramieniu niż zwykle miewałam w takich sytuacjach, bo jasno wiem i czuję, że jestem gotowa nieoceniając spotkać złość, żal, zmęczenie tej mamy. Mam ciekawość i chęć pomocy, w miejsce chęci naprawiania świata i pouczenia kogoś, że “tak się nie robi”. Nie, nie. Taka intencja nikomu nie pomaga.
Dzień dobry. Czy mogę pani jakoś pomóc? Może spakować wózek do samochodu? Bo chyba ciężko Wam dzisiaj…
Dzień dobry. Nie, wie pani, bardzo dziękuję, jakoś dam radę. Ten się mnie w ogóle nie słucha, jakby się mnie słuchał to na pewno łatwiej by było ale widzi pani…
Aha, to chciałaby pani, żeby było jakoś łatwiej… lżej trochę…
Tak, no ale jestem taka zmęczona dzisiaj. Naprawdę ledwo na oczy patrzę, a jeszcze tyle rzeczy do załatwienia. Wiem, że krzyczałam, przepraszam, wiem, że nie powinnam ale po prostu już nie daję rady…
Rozumiem. Wiem, jak to może być wyczerpujące jak się jest samemu z dziećmi. Jeśli mogę jakoś teraz wesprzeć – tak jak mogę – może właśnie z tym wózkiem, to proszę powiedzieć.
Nie, nie, bardzo dziękuję… Zapakuję, dam radę. Oni już siedzą to najważniejsze. Dziękuję, że pani zaproponowała.
…i pożegnałyśmy się z uśmiechami na ustach i chyba też ze współdzieloną miłością do naszych dzieci. Usłyszałam ją, tą miłość, w dalszej rozmowie, która toczyła się przy tamtym samochodzie.
Ja pożegnałam się też z nadzieją. I z wiarą w to, że z dobrem nie jest tak, że ono jest albo go nie ma. Dobro mogę stwarzać – ja sama. Każdego dnia, w każdej chwili mam na to szansę.
I wiem, że każdy z nas może być matką (albo ojcem) trójki. Matką, której przeleje się zmęczenie, z której wyleje się frustracja i złość.
Każdy z nas może w takiej sytuacji samodzielnie poprosić o wsparcie. Ale nie każdy to potrafi i nie każdy jest na to gotowy.
Każdy z nas będąc świadkiem przemocy może to wsparcie zaproponować – uważając też na to, że we wspieraniu nie chodzi o to, by naprawiać. Chodzi o to by być. I tego bycia – przy sobie i ze sobą – Wam dziś życzę.
P.S. Ten wpis nie wyczerpuje moim zdaniem bardzo szerokiego tematu reagowania na przemoc. Dotknęłam – i dzielę się – osobistym doświadczeniem z przemocą słowną. Jest jeszcze wątek przemocy fizycznej, przemocy w instytucjach (również edukacyjnych), do którego z pewnością warto powrócić.
2 komentarze
Jak dobrze że o tym napisałaś.
Dziękuję Ilona. Podzielisz się, co to znaczy dla Ciebie “dobrze”?